Fanfiction zostało przeniesione na wattpad.
https://www.wattpad.com/myworks/47269024-guardian-angel-james-yammouni
Guardian Angel
piątek, 14 sierpnia 2015
środa, 3 czerwca 2015
Rozdział 2
**Veronica**
Obudziłam się w jakimś ciemnym pokoju, bolała mnie strasznie głowa. Złapała się za bolące miejsce i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jedyne co widziałam było światło dobiegające spod drzwi. Podsunęłam się bardziej po ścianę i podciągnęłam kolana pod brodę.
Usłyszałam kroki dobiegające zza drzwi, do pomieszczenia wszedł Chłopak w kapturze, znowu kaptur.
Ściągnął nakrycie i podszedł do mnie bliżej.
"James" pomyślałam
-Widzę że śpiąca królewna się już obudziła- powiedział i cicho się zaśmiał
Nic nie odpowiedziałam.
-Jak nie będziesz do mnie mówić, nie będę już taki miły-oznajmił
Spojrzałam na niego, na twarzy gościł u niego szeroki uśmiech.
-A co mam do Ciebie mówić? W ogóle czemu tu jestem? Nie mogłeś mnie tam zostawić? Było by prościej -powiedziałam i usiadłam na skraju łózka by widzieć go dokładniej.
-Za dużo pytań mała-oznajmił
Za dużo? Trzy pytania, serio?
-Mała to jest Twoja pała, kolego-odpyskowałam mu
Wybuchł śmiechem, i podszedł bliżej.
-Nie pyskuj skarbie, pamiętaj że teraz grasz w moją grę-oznajmił i odwrócił sie do wyjścia
-W jaką grę?- zapytałam a on momentalnie się odwrócił
-Dowiesz się w swoim czasie Veronico-odpowiedział i wyszedł
Okey są tego plusy, poznałam już James'a, tylko nie rozumiem o co chodzi w tej całej grze. W ogóle to ja prawie nic nie pamiętam co sie wydarzyło. Tylko mam jakieś przebłyski, że miasto jest podzielone na pół bla bla.
Mieszkałam tu tyle lat i nic o tym praktycznie nie wiedziałam, że to miasto jest podzielone na jakieś części.
Połozyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, może przyśni się mi co mam dalej robić, by się w nim nie zakochać, chociaż wiem ze nic do niego nie poczuje. Tylko jak go tu sprowadzić na tą dobrą drogę.
Powoli odpływałam do krainy morfeusza.
**James**
Siedziałem w kuchni rozmawiając z chłopakami.
-Co na tam w ogóle robi?-zapytał Luke
-Skąd mam to wiedzieć? Byłem tam jakąś godzinę temu, Luke zanim cos powiesz pomyśl trochę tą mózgownicą-odpowiedziałem
Do kuchni wszedł Daniel, z uśmiechem na twarzy.
-Teraz może iść ktoś po nią i zaprowadzić do pokoju a nie siedzi w tej piwnicy-oznajmił
-Ja to zrobię-usłyszałem głos Lukeya
-No chyba Cię pojebało -odpowiedziałem i poszedłem
Zszedłem po schodach, przekręciłem klucz i wszedłem do środka.
Dziewczyna leżała obrócona tyłkiem do drzwi. Podszedłem bliżej. Spała, no fajnie. Wzruszyłem ramionami i wziąłem ją na ręce, jak "księżniczkę". Była taka lekka, czy ona w ogóle coś je.Wyszedłem ze środka i poszedłem schodami na górę.
Chłopaki spojrzeli na mnie z dziwnymi minami i poszedłem dalej do pokoju. Otworzyłem nogą drzwi i wszedłem do środka. Położyłem ją na łóżku i wyszedłem z pomieszczenia. Zbiegłem na dół do kuchni.
-Co tam szybko zszedłeś, nie dała Ci?-odezwał się Luke i uśmiechnął jak jakieś dziecko z downem.
-Ja pierdole z kim ja żyje, i nie, nie dała mi. Bo nawet nie próbowałem -odpowiedziałem a mina Luke'a zrzedła.
Wybuchłem śmiechem i usiadłem na blacie.
-To ja się za nią wezmę, jak ty nie masz ochoty- odpowiedział
-Ona nie jest zabawką, dla Twoich przyjemności - oznajmiłem juz zirytowany Swoim przyjacielem
-O James sie zakochał!-wykrzyczał to i wstał z blatu.
Uczyniłem tą samą czynność, złapałem Brooksa za koszulkę przygniatając go do ściany.
-Uważaj co mówisz, pamiętaj że ja nie panuję nad emocjami i w każdej chwili możesz stracić te ząbki- wysyczałem i odepchnąłem go od ściany tak, że wpadł na Beau .
-Co tu się dzieje?-zapytał
-Nie będę Ci się tłumaczyć-oznajmiłem i wyszedłem z domu.
Szedłem pustymi ulicami Detroit, zresztą tu zawsze było pusto wieczorem, nikt się nie pokazywał. Każdy się bał, że wyjdzie i już nie wróci. Zresztą to nie moja sprawa, w mieście ma być terror, każdy ma się bać. Miasto nie funkcjonuje normalnie od paru dobrych lat. Każdy się tu wszystkiego boi.
Tu nawet policjanci nie reagują na wezwania, sami srają w gacie przed wyjściem z komisariatu a co dopiero pojechac i sprawdzić co się stało.
Stanąłem przed domem, wciągnąłem powietrze głęboko do płuc i wszedłem do środka.
Słyszałem krzyki Daniela dobiegające z góry.
-Przecież musisz coś jeść!
Wszedłem na górę zobaczyć o co chodzi.
Stał w progu pokoju Veroniki, a to już wiadomo.
-Co jest Daniel?- zapytałem stając koło niego
-Ta dziewczyna nie chcę jeść, zdechnie z głodu. Ja nie mam już do niej siły, pasuje. -wypowiedział te słowa podnosząc ręce do góry i wyszedł.
Zaśmiałem się, wszedłem do pokoju zamknąłem za sobą drzwi i stanąłem na przeciwko dziewczyny.
-Następny, co ty teraz chcesz? -zapytała i skrzyżowała ręce na piersi.
-Uwierz dużo rzeczy chcę, a ty powiedz czemu nie chcesz jeść?-zapytałem
-Nie jestem głodna a tak poza tym kiedy mnie stąd wypuścicie?
-Nigdy, jak nie zejdziesz w pół godziny na doł, to przyjdę tu i wyciągnę cię z tond siłą-oznajmiłem i wyszedłem z pokoju zostawiając dziewczynę w osłupieniu
Zszedłem na dół w salonie Luke i Jai grali na konsoli, co za dzieci i to ich boi się połowa tego miasta.
Pokierowałem się do kuchni, Daniel stał przy kuchence robiąc kolacje, usiadłem do stołu.
-Będzie jeść?-zapytał stojąc tyłem do mnie
-Nie, ale jak sama nie zejdzie za 30 minut to zniosę ją tu-odpowiedziałem
- No i prawidłowo, nie chcę kolejnego trupa w naszym domu, James-powiedział i odwrócił się do mnie
-Dobra, dobra nie zabije, zagłodzę już nikogo w naszym domu, może w ogródku ale nie w domu- powiedziałem i razem wybuchnęliśmy śmiechem
Tak jak myślałem, nie zeszła poczekałem jak już wszyscy zeszli i poszedłem na górę. Otworzyłem drzwi, siedziała nadal w tej samej pozycji.
-Czekasz już na mnie?-zapytałem podchodząc do niej
-Nie-odpowiedziała
-Idziesz, czy mam cię znieść, tak samo ja cię wniosłem. Uwierz dla mnie to nie jest problem-oznajmiłem, ona odwróciła głowę w inną stronę. Co za uparta dziewczyna.
Podszedłem do niej pociągnąłem ją za nogi, tak że teraz leżała. Zaczęła się wyrywać.
Podniosłem ją i przerzuciłem przez ramię, waliła mnie pięściami po plecach. Leciutka jak piórko.
Zeszedłem z nią po schodach, chłopaki dziwnie sie na nas spojrzeli.
Postawiłem ją w kuchni
-Siadaj-powiedziałem i wskazałem krzesło przy stole
Wzruszyła ramionami i usiadła.
Usiadłem na przeciwko jej a Daniel podał jej kolacje.
Patrzała się to na mnie to na jedzenie, po chwili odsunęła talerz.
Daniel spojrzał na nią, był czerwony na twarzy.
-Mam jej dość, nie znam jej ale już mam jej dość-oznajmil i wyszedł dziewczyna cichutko zachichotała.
-Robisz to specjalnie żeby go wkurzyć?-zapytałem
-Ale co robię?-zapytała
-Ty... ty to lepiej jedz albo Lukey się Tobą zajmie, uwierz nie chcesz-odpowiedziałem i chytrze się uśmiechnąłem
Otworzyła szerzej oczy, i przysunęła sobie talerz. Zaczęła powoli jeść. Wyszedłem z kuchni i powędrowałem do wyjścia, usiadłem na schodkach przed domem i zapaliłem sobie.
wszedłem do środka, usłyszałem charakterystyczny śmiech Luke'a, co on znowu robi. Pokierowałem się do kuchni, Veronica była mokra, i miała taki wzrok jakby chciała go zabić. Nie powiem że nie ale rozśmieszył mnie ten widok.
Drobna, mokra dziewczyna chce zabić Luke'a.
Roześmiałem się a oni spojrzeli się na mnie.
-Z czego się śmiejesz?-zapytała dziewczyna
-Z was, jesteście jak takie małe dzieci, chlapiące się wodą. Veronica idź do pokoju zaraz ci przyniosę suche ubranie-pokazałem na jej mokrą koszulkę i dżinsy, uśmiechnąłem się do niej łobuzersko.
-Palant- burknęła i poszła
Co za dziewczyna.
Spojrzałem na Brooksa głupi się szczerzył.
-Ona mogła by być moją miss mokrego podkoszulka- powiedział i wyszedł
Złapałem sie za głowę i poszedłem do pokoju po ciuchy dla niej. Wziąłem pierwszą lepszą koszulkę i czarne dresy.
Wparowałem do jej pokoju, stała przy oknie wpatrują się w krajobraz rozciągający się za nim. Chyba nawet nie usłyszała że wszedłem po pokoju. Podszedłem do niej.
-Co robisz?-zapytałem
-Patrze jakie te miasto jest puste, a ja tego nigdy nie zauważyłam- westchnęła i obróciła się do mnie.
Dałem jej ciuchy i ruszyłem do drzwi.
-A i jutro na śniadanie zejdź, albo będzie tak jak dzisiaj
______
wtorek, 21 kwietnia 2015
Rozdział 1
**Veronica**
Tak wróciłam na ziemie, i co z tego? Przecież i tak mnie nikt nie poznaje. Każdy myśli że ja nie żyje, bo przecież to prawda. Czemu musiałam tak szybko umrzeć? Co za głupie rozmyślanie. Veronic ogarnij się już. Powtarzałam sobie w głowie.
Dla rodziny już nie żyję dla przyjaciół, znajomych wszystkich po prostu. Czy musiało to mnie właśnie spotkać?
Nie wiedzą o niczym, ja Veronica Hale nie żyje.
I jeszcze do tego mam jakiegoś chłopaka pilnować żeby zszedł na dobrą drogę i zostawił złą przeszłość za sobą.
Ta bo jestem do tego zdolna. Jak ja nic praktycznie o nim nie wiem. Jak wygląda, gdzie przebywa? no praktycznie nic. Jedyne co wiem to jak ma na imię - James Yammouni.
Jak go spotka to odczuję to na własnym ciele.
*** ***
Szłam ulicą, rozmyślając ile mi to zajmie, odnalezienie jego i w ogóle to wszystko. Patrzyłam się na wszystkich chłopaków, koło jakich przechodziłam. Niektórzy się uśmiechali do mnie a inni dziwnie się lampili.
Usiadłam w parku na ławce, rozglądając się do o koła. Siedziałam i myślałam o James'ie. Zaczęło kropić, założyłam kaptur na głowę i wstałam.
Szłam nie patrząc na ludzi, uciekających przed lekkim opadem. Wyszłam z parku i pokierowałam się w jakąś uliczkę. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. Do moich uszu dotarły mi czyjeś śmiechy. Jakiś mężczyzn. Obróciłam się na pięcie, i już chciałam iść gdzie indziej. Modliłam się żeby mnie nie zauważyli, lecz za późno.
-Ej a ty gdzie się wybierasz-krzyknął za mną jeden z nich
Zaczęłam biec a w głowie miałam najgorsze myśli. Schowałam się za jakimś kontenerem na śmieci. Słyszałam ich kroki i śmiechy.
-Wiemy że gdzieś tu jesteś. Pokaż się nie zrobimy ci krzywdy- powiedział jeden z nich
Zaczęłam szybciej oddychać.
-Słyszymy jak oddychasz, nie bój się nas-zbliżali się
Cofnęłam się bardziej pod ścianę i skuliłam się bardziej w kącie. Kroki były już bardziej wyraźne, już po mnie pomyślałam.
-Tu jesteś skarbie-podszedł do mnie jeden z nich i uklęknął prze de mną. I przyglądał się mi. Jego, ręka zjechała na moje biodro. Zepchnęłam ją i wykrzyczałam mu prosto w twarz.
-Nie dotykaj mnie!
Odpowiedzieli mi tylko śmiechem
- Nie wydzieraj się tak bo nie będę taki miły dla ciebie-powiedział przez zęby
-Weź się odwal ode mnie zboczeńcu jebany- buzowała we mnie adrenalina, mimo że się też bałam tych typków
-O jaka pyskata, nie lubię takich panienek-odpowiedział mi i pociągnął mnie w górę tak że stałam teraz pionowo.
Ręce trzymał nad moją głową. Ten drugi patrzyła się na nas i głupkowato się do mnie uśmiechał.
Robiło mi się nie dobrze jak na niego patrzałam. Szarpałam się żeby puścił moje ręce. Nic z tego, przysunął się do mnie bliżej i zaczął całować mnie po szyi.
-Zostaw mnie-krzyczałam i szarpałam się
Nie zdążył nic powiedzieć, bo usłyszeliśmy strzał pistoletu. Mój napastnik obrócił się gwałtownie i zobaczył jak jego kolega leży w kałuży krwi. Zaczął się gwałtownie rozglądać.
Zza ściany wyszedł chłopak w kapturze, mało było widać jego twarz. W ręce miał broń, więc byłam świadoma że to on go zastrzelił. Moje ręce zostały puszczone, osunęłam się na ziemię i patrzyłam się na chłopaka w kapturze. Jego wzrok na chwilę spoczął na mojej osobie. Podszedł do nas powolnym krokiem
-Czego tu chcesz James?-syknął do chłopaka mój
napastnik.
W mojej głowie wszystkie myśli skupiły się na imieniu James.
Czy to możliwe że to on był tym James'em? Ściągnął kaptur z głowy, kilka ciemnych kosmyków opadło mu na czoło.
-Chyba zapomniałeś Evan'ie że to mój teren. Ruchać co popadnie możesz gdzie indziej- powiedział spokojnym głosem
-Mogę robić co chcę i gdzie chcę. A ty gówno możesz mi zrobić-powiedział przekonany swoich słów
-Zaskoczę cię Detroit jest podzielone, a ty jesteś na moim terenie i musisz stąd wypierdalać albo będziesz gryźć piach-wzruszył ramionami
Evan spojrzał na mnie po tę na niego, w końcu pociągnął mnie za rękę i znowu stałam. Brakowało mi sił.
-Ona zostaje-odezwał się ponownie
-No chyba cię pojebało, ona idzie ze mną-wykrzyczał
-No nie wydaje mi się-ciągnął dalej był taki spokojny
Zaczęłam wyrywać się jemu ponownie. Nie miałam już tyle siły co wcześniej. On zaciskał mocniej swoją dłoń. W końcu rzucił mnie o ścianę jak jakąś marionetką. Opadłam z sił. Oczy już powoli się mi zamykałay jedyne co usłyszałam to strzał i kroki.
Tak wróciłam na ziemie, i co z tego? Przecież i tak mnie nikt nie poznaje. Każdy myśli że ja nie żyje, bo przecież to prawda. Czemu musiałam tak szybko umrzeć? Co za głupie rozmyślanie. Veronic ogarnij się już. Powtarzałam sobie w głowie.
Dla rodziny już nie żyję dla przyjaciół, znajomych wszystkich po prostu. Czy musiało to mnie właśnie spotkać?
Nie wiedzą o niczym, ja Veronica Hale nie żyje.
I jeszcze do tego mam jakiegoś chłopaka pilnować żeby zszedł na dobrą drogę i zostawił złą przeszłość za sobą.
Ta bo jestem do tego zdolna. Jak ja nic praktycznie o nim nie wiem. Jak wygląda, gdzie przebywa? no praktycznie nic. Jedyne co wiem to jak ma na imię - James Yammouni.
Jak go spotka to odczuję to na własnym ciele.
*** ***
Szłam ulicą, rozmyślając ile mi to zajmie, odnalezienie jego i w ogóle to wszystko. Patrzyłam się na wszystkich chłopaków, koło jakich przechodziłam. Niektórzy się uśmiechali do mnie a inni dziwnie się lampili.
Usiadłam w parku na ławce, rozglądając się do o koła. Siedziałam i myślałam o James'ie. Zaczęło kropić, założyłam kaptur na głowę i wstałam.
Szłam nie patrząc na ludzi, uciekających przed lekkim opadem. Wyszłam z parku i pokierowałam się w jakąś uliczkę. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. Do moich uszu dotarły mi czyjeś śmiechy. Jakiś mężczyzn. Obróciłam się na pięcie, i już chciałam iść gdzie indziej. Modliłam się żeby mnie nie zauważyli, lecz za późno.
-Ej a ty gdzie się wybierasz-krzyknął za mną jeden z nich
Zaczęłam biec a w głowie miałam najgorsze myśli. Schowałam się za jakimś kontenerem na śmieci. Słyszałam ich kroki i śmiechy.
-Wiemy że gdzieś tu jesteś. Pokaż się nie zrobimy ci krzywdy- powiedział jeden z nich
Zaczęłam szybciej oddychać.
-Słyszymy jak oddychasz, nie bój się nas-zbliżali się
Cofnęłam się bardziej pod ścianę i skuliłam się bardziej w kącie. Kroki były już bardziej wyraźne, już po mnie pomyślałam.
-Tu jesteś skarbie-podszedł do mnie jeden z nich i uklęknął prze de mną. I przyglądał się mi. Jego, ręka zjechała na moje biodro. Zepchnęłam ją i wykrzyczałam mu prosto w twarz.
-Nie dotykaj mnie!
Odpowiedzieli mi tylko śmiechem
- Nie wydzieraj się tak bo nie będę taki miły dla ciebie-powiedział przez zęby
-Weź się odwal ode mnie zboczeńcu jebany- buzowała we mnie adrenalina, mimo że się też bałam tych typków
-O jaka pyskata, nie lubię takich panienek-odpowiedział mi i pociągnął mnie w górę tak że stałam teraz pionowo.
Ręce trzymał nad moją głową. Ten drugi patrzyła się na nas i głupkowato się do mnie uśmiechał.
Robiło mi się nie dobrze jak na niego patrzałam. Szarpałam się żeby puścił moje ręce. Nic z tego, przysunął się do mnie bliżej i zaczął całować mnie po szyi.
-Zostaw mnie-krzyczałam i szarpałam się
Nie zdążył nic powiedzieć, bo usłyszeliśmy strzał pistoletu. Mój napastnik obrócił się gwałtownie i zobaczył jak jego kolega leży w kałuży krwi. Zaczął się gwałtownie rozglądać.
Zza ściany wyszedł chłopak w kapturze, mało było widać jego twarz. W ręce miał broń, więc byłam świadoma że to on go zastrzelił. Moje ręce zostały puszczone, osunęłam się na ziemię i patrzyłam się na chłopaka w kapturze. Jego wzrok na chwilę spoczął na mojej osobie. Podszedł do nas powolnym krokiem
-Czego tu chcesz James?-syknął do chłopaka mój
napastnik.
W mojej głowie wszystkie myśli skupiły się na imieniu James.
Czy to możliwe że to on był tym James'em? Ściągnął kaptur z głowy, kilka ciemnych kosmyków opadło mu na czoło.
-Chyba zapomniałeś Evan'ie że to mój teren. Ruchać co popadnie możesz gdzie indziej- powiedział spokojnym głosem
-Mogę robić co chcę i gdzie chcę. A ty gówno możesz mi zrobić-powiedział przekonany swoich słów
-Zaskoczę cię Detroit jest podzielone, a ty jesteś na moim terenie i musisz stąd wypierdalać albo będziesz gryźć piach-wzruszył ramionami
Evan spojrzał na mnie po tę na niego, w końcu pociągnął mnie za rękę i znowu stałam. Brakowało mi sił.
-Ona zostaje-odezwał się ponownie
-No chyba cię pojebało, ona idzie ze mną-wykrzyczał
-No nie wydaje mi się-ciągnął dalej był taki spokojny
Zaczęłam wyrywać się jemu ponownie. Nie miałam już tyle siły co wcześniej. On zaciskał mocniej swoją dłoń. W końcu rzucił mnie o ścianę jak jakąś marionetką. Opadłam z sił. Oczy już powoli się mi zamykałay jedyne co usłyszałam to strzał i kroki.
sobota, 4 kwietnia 2015
Prolog + Zwiastun *o*
"Szłam przez las, znowu kłótnia z matką. Czemu on nigdy nic nie rozumie? To ze lubię opiekować się dziećmi, nie znaczy że jest ze mną nie tak. Robiło się już ciemniej, wszędzie było pełno śniegu, no w końcu mamy styczeń.
Do moich uszu doszedł płacz małego dziecka, obróciłam się i bez chwili zastanowienia poszłam w tamtą stronę. Płacz ustał ale nie widziałam nic nigdzie, a może mi się przesłyszało?
Odwróciłam się na pięcie i chciałam wrócić na wyznaczoną ścieżkę.
I znowu ten płacz, weszłam na jakąś polane pokrytą ogromną warstwą białego puchu, i zaczęłam się jeszcze bardziej rozglądać, nie mogło mi się to przesłyszeć.
Usłyszałam odgłos łamiącego się lodu, spojrzałam w dół, stałam na jeziorze. Śnieg był już cały mokry, zrobiła się taka papka. Ogarnęła mnie panika, chciałam uciec z tam tond poruszyłam jedną nogą. Lód zaskrzypiał, Szłam powoli aż w końcu chciałam biec, lód załamał się pode mną i wpadłam w lodowatą wodę. Myślałam, żeby tylko się wydostać z tego bagna. Nie chce się utopić. Ruszałam rękoma, nogami wszystkim, nie umiałam pływać. Powoli traciłam już siły.
Poddałam się.
~~**~~
-Co się stało? Gdzie ja jestem?-zapytałam zasłaniając oczy przed białym rażącym światłem.
-Jesteś w niebie aniołku-usłyszałam głos, ale nikogo tu nie było.
-Co? Ale jak to? Nic nie pamiętam-westchnęłam i zaczęłam się rozglądać
-Utopiłaś się, nie zdołałaś się wydostać. Umarłaś, jesteś aniołem stróżem
-Jestem aniołem stróżem? ale kogo?-nie mogłam w to wszystko uwierzyć
-Będziesz aniołem stróżem członka jednego z groźnego gangu, będziesz musiała sprowadzić na dobrą drogę życia. Tylko masz jeden warunek nie możesz się w nim zakochać
-Ale jak mam łazić za nim ze skrzydłami? Myślicie że on tego nie zauważy?
-Powrócisz jako człowiek, ale nikt nie będzie ci pamiętał Veronica'o.
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć, czemu akurat ja?
Nie usłyszałam odpowiedzi w głowie miałam tylko kim jest ten chłopak i czy podołam zadaniu"
ZWIASTUN
czwartek, 2 kwietnia 2015
Subskrybuj:
Posty (Atom)