środa, 3 czerwca 2015

Rozdział 2


**Veronica**


Obudziłam się w jakimś ciemnym pokoju, bolała mnie strasznie głowa. Złapała się za bolące miejsce i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Jedyne co widziałam było światło dobiegające spod drzwi. Podsunęłam się bardziej po ścianę i podciągnęłam kolana pod brodę.
Usłyszałam kroki dobiegające zza drzwi, do pomieszczenia wszedł Chłopak w kapturze, znowu kaptur. 
Ściągnął nakrycie i podszedł do mnie bliżej. 
"James" pomyślałam
    -Widzę że śpiąca królewna się już obudziła- powiedział i cicho się zaśmiał 
Nic nie odpowiedziałam.
    -Jak nie będziesz do mnie mówić, nie będę już taki miły-oznajmił
Spojrzałam na niego, na twarzy gościł u niego szeroki uśmiech. 
    -A co mam do Ciebie mówić? W ogóle czemu tu jestem? Nie mogłeś mnie tam zostawić? Było by prościej -powiedziałam i usiadłam na skraju łózka by widzieć go dokładniej.
    -Za dużo pytań mała-oznajmił
Za dużo? Trzy pytania, serio?
    -Mała to jest Twoja pała, kolego-odpyskowałam mu
Wybuchł śmiechem, i podszedł bliżej.
    -Nie pyskuj skarbie, pamiętaj że teraz grasz w moją grę-oznajmił i odwrócił sie do wyjścia 
    -W jaką grę?- zapytałam a on momentalnie się odwrócił 
    -Dowiesz się w swoim czasie Veronico-odpowiedział i wyszedł 

Okey są tego plusy, poznałam już James'a, tylko nie rozumiem o co chodzi w tej całej grze. W ogóle to ja prawie nic nie pamiętam co sie wydarzyło. Tylko mam jakieś przebłyski, że miasto jest podzielone na pół bla bla.
Mieszkałam tu tyle lat i nic o tym praktycznie nie wiedziałam, że to miasto jest podzielone na jakieś części.
Połozyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, może przyśni się mi co mam dalej robić, by się w nim nie zakochać, chociaż wiem ze nic do niego nie poczuje. Tylko jak go tu sprowadzić na tą dobrą drogę. 
Powoli odpływałam do krainy morfeusza.

**James**


Siedziałem w kuchni rozmawiając z chłopakami. 
   -Co na tam w ogóle robi?-zapytał Luke

   -Skąd mam to wiedzieć? Byłem tam jakąś godzinę temu, Luke zanim cos powiesz pomyśl trochę tą mózgownicą-odpowiedziałem 
Do kuchni wszedł Daniel, z uśmiechem na twarzy. 
   -Teraz może iść ktoś po nią i zaprowadzić do pokoju a nie siedzi w tej piwnicy-oznajmił
   -Ja to zrobię-usłyszałem głos Lukeya
   -No chyba Cię pojebało -odpowiedziałem i poszedłem 
Zszedłem  po schodach, przekręciłem  klucz i wszedłem do środka. 
Dziewczyna leżała obrócona tyłkiem do drzwi. Podszedłem bliżej. Spała, no fajnie. Wzruszyłem ramionami i wziąłem ją na ręce, jak "księżniczkę". Była taka lekka, czy ona w ogóle coś je.Wyszedłem ze środka i poszedłem schodami na górę.
Chłopaki spojrzeli na mnie z dziwnymi minami i poszedłem dalej do pokoju. Otworzyłem nogą drzwi i wszedłem do środka. Położyłem ją na łóżku i wyszedłem z pomieszczenia. Zbiegłem na dół do kuchni. 
   -Co tam szybko zszedłeś, nie dała Ci?-odezwał się Luke i uśmiechnął jak jakieś dziecko z downem.
   -Ja pierdole z kim ja żyje, i nie, nie dała mi. Bo nawet nie próbowałem -odpowiedziałem a mina Luke'a zrzedła. 
Wybuchłem śmiechem i usiadłem na blacie. 
    -To ja się za nią wezmę, jak ty nie masz ochoty- odpowiedział 
    -Ona nie jest zabawką, dla Twoich przyjemności - oznajmiłem juz zirytowany Swoim przyjacielem 
    -O James sie zakochał!-wykrzyczał to i wstał z blatu.

Uczyniłem tą samą czynność, złapałem Brooksa za koszulkę przygniatając go do ściany.
   -Uważaj co mówisz, pamiętaj że ja nie panuję nad emocjami i w każdej chwili możesz stracić te ząbki- wysyczałem i odepchnąłem go od ściany tak, że wpadł na Beau .
   -Co tu się dzieje?-zapytał 
   -Nie będę Ci się tłumaczyć-oznajmiłem i wyszedłem z domu.


Szedłem pustymi ulicami Detroit, zresztą tu zawsze było pusto wieczorem, nikt się nie pokazywał. Każdy się bał, że wyjdzie i już nie wróci. Zresztą to nie moja sprawa, w mieście ma być terror, każdy ma się bać. Miasto nie funkcjonuje normalnie od paru dobrych lat. Każdy się tu wszystkiego boi. 
Tu nawet policjanci nie reagują na wezwania, sami srają w gacie przed wyjściem z komisariatu a co dopiero pojechac i sprawdzić co się stało. 
Stanąłem przed domem, wciągnąłem powietrze głęboko do płuc i wszedłem do środka. 
Słyszałem krzyki Daniela dobiegające z góry.
   -Przecież musisz coś jeść!
Wszedłem na górę zobaczyć o co chodzi.
Stał w progu pokoju Veroniki, a to już wiadomo.
   -Co jest Daniel?- zapytałem stając koło niego
   -Ta dziewczyna nie chcę jeść, zdechnie z głodu. Ja nie mam już do niej siły, pasuje. -wypowiedział te słowa podnosząc ręce do góry i wyszedł.
Zaśmiałem się, wszedłem do pokoju zamknąłem za sobą drzwi i stanąłem na przeciwko dziewczyny. 
   -Następny, co ty teraz chcesz? -zapytała i skrzyżowała ręce na piersi.
   -Uwierz dużo rzeczy chcę, a ty powiedz czemu nie chcesz jeść?-zapytałem 
   -Nie jestem głodna a tak poza tym kiedy mnie stąd wypuścicie? 
    -Nigdy, jak nie zejdziesz w pół godziny na doł, to przyjdę tu i wyciągnę cię z tond siłą-oznajmiłem i wyszedłem z pokoju zostawiając dziewczynę w osłupieniu

Zszedłem na dół w salonie Luke i Jai grali na konsoli, co za dzieci i to ich boi się połowa tego miasta. 
Pokierowałem się do kuchni, Daniel stał przy kuchence robiąc kolacje, usiadłem do stołu.
   -Będzie jeść?-zapytał stojąc tyłem do mnie
   -Nie, ale jak sama nie zejdzie za 30 minut to zniosę ją tu-odpowiedziałem 
   - No i prawidłowo, nie chcę kolejnego trupa w naszym domu, James-powiedział i odwrócił się do mnie
   -Dobra, dobra nie zabije, zagłodzę już nikogo w naszym domu, może w ogródku ale nie w domu- powiedziałem i razem wybuchnęliśmy śmiechem

Tak jak myślałem, nie zeszła poczekałem jak już wszyscy zeszli i poszedłem na górę. Otworzyłem drzwi, siedziała nadal w tej samej pozycji. 

   -Czekasz już na mnie?-zapytałem podchodząc do niej
   -Nie-odpowiedziała 
   -Idziesz, czy mam cię znieść, tak samo ja cię wniosłem. Uwierz dla mnie to nie jest problem-oznajmiłem, ona odwróciła głowę w inną stronę. Co za uparta dziewczyna. 
Podszedłem do niej pociągnąłem ją za nogi, tak że teraz leżała. Zaczęła się wyrywać. 
Podniosłem ją i przerzuciłem przez ramię, waliła mnie pięściami po plecach. Leciutka jak piórko.
Zeszedłem z nią po schodach, chłopaki dziwnie sie na nas spojrzeli. 
Postawiłem ją w kuchni
   -Siadaj-powiedziałem i wskazałem krzesło przy stole
Wzruszyła ramionami i usiadła.
Usiadłem na przeciwko jej a Daniel podał jej kolacje. 
Patrzała się to na mnie to na jedzenie, po chwili odsunęła talerz.
Daniel spojrzał na nią, był czerwony na twarzy.
   -Mam jej dość, nie znam jej ale już mam jej dość-oznajmil i wyszedł dziewczyna cichutko zachichotała.
   -Robisz to specjalnie żeby go wkurzyć?-zapytałem
   -Ale co robię?-zapytała 
   -Ty... ty to lepiej jedz albo Lukey się Tobą zajmie, uwierz nie chcesz-odpowiedziałem i chytrze się uśmiechnąłem 

Otworzyła szerzej oczy, i przysunęła sobie talerz. Zaczęła powoli jeść. Wyszedłem z kuchni i powędrowałem do wyjścia, usiadłem na schodkach przed domem i zapaliłem sobie.

wszedłem do środka, usłyszałem charakterystyczny śmiech Luke'a, co on znowu robi. Pokierowałem się do kuchni, Veronica była mokra, i miała taki wzrok jakby chciała go zabić. Nie powiem że nie ale rozśmieszył mnie ten widok.
Drobna, mokra dziewczyna chce zabić Luke'a.
Roześmiałem się a oni spojrzeli się na mnie.
   -Z czego się śmiejesz?-zapytała dziewczyna
   -Z was, jesteście jak takie małe dzieci, chlapiące się wodą. Veronica idź do pokoju zaraz ci przyniosę suche ubranie-pokazałem na jej mokrą koszulkę i dżinsy, uśmiechnąłem się do niej łobuzersko.
    -Palant- burknęła i poszła 
Co za dziewczyna.

Spojrzałem na Brooksa głupi się szczerzył. 
    -Ona mogła by być moją miss mokrego podkoszulka- powiedział i wyszedł 
Złapałem sie za głowę i poszedłem do pokoju po ciuchy dla niej. Wziąłem pierwszą lepszą koszulkę i czarne dresy. 
Wparowałem do jej pokoju, stała przy oknie wpatrują się w krajobraz rozciągający się za nim. Chyba nawet nie usłyszała że wszedłem po pokoju. Podszedłem do niej.
   -Co robisz?-zapytałem
   -Patrze jakie te miasto jest puste, a ja tego nigdy nie zauważyłam- westchnęła i obróciła się do mnie.
Dałem jej ciuchy i ruszyłem do drzwi.
   -A i jutro na śniadanie zejdź, albo będzie tak jak dzisiaj 
 ______

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 1

               **Veronica**


   Tak wróciłam na ziemie, i co z tego? Przecież i tak mnie nikt nie poznaje. Każdy myśli że ja nie żyje, bo przecież to prawda.  Czemu musiałam tak szybko umrzeć? Co za głupie rozmyślanie. Veronic ogarnij się już. Powtarzałam sobie w głowie. 
   Dla rodziny już nie  żyję dla przyjaciół, znajomych wszystkich po prostu. Czy musiało to mnie właśnie spotkać?
Nie wiedzą o niczym, ja Veronica Hale nie żyje. 
I jeszcze do tego mam jakiegoś chłopaka pilnować żeby zszedł na dobrą drogę i zostawił złą przeszłość za sobą.
Ta bo jestem do tego zdolna.  Jak ja nic praktycznie o nim nie wiem. Jak wygląda, gdzie przebywa? no praktycznie nic. Jedyne co wiem to jak ma na imię - James Yammouni.
Jak go spotka to odczuję to na własnym ciele. 
                                   
                                        *** ***

Szłam ulicą, rozmyślając ile mi to zajmie, odnalezienie jego i w ogóle to wszystko. Patrzyłam się na wszystkich chłopaków, koło jakich przechodziłam. Niektórzy się uśmiechali do mnie a inni dziwnie się lampili. 
Usiadłam w parku na ławce, rozglądając się do o koła. Siedziałam i myślałam o James'ie. Zaczęło kropić, założyłam kaptur na głowę i wstałam. 
Szłam nie patrząc na ludzi, uciekających przed lekkim opadem. Wyszłam z parku i pokierowałam się w jakąś uliczkę. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. Do moich uszu dotarły mi czyjeś śmiechy. Jakiś mężczyzn. Obróciłam się na pięcie, i już chciałam iść gdzie indziej. Modliłam się żeby mnie nie zauważyli, lecz za późno.
     -Ej a ty gdzie się wybierasz-krzyknął za mną jeden z nich

Zaczęłam biec a w głowie miałam najgorsze myśli. Schowałam się za jakimś kontenerem na śmieci. Słyszałam ich kroki i śmiechy. 
    -Wiemy że gdzieś tu jesteś. Pokaż się nie zrobimy ci krzywdy- powiedział jeden z nich
Zaczęłam szybciej oddychać.
    -Słyszymy jak oddychasz, nie bój się nas-zbliżali  się

Cofnęłam się bardziej pod ścianę i skuliłam się bardziej w kącie. Kroki były już bardziej wyraźne, już po mnie pomyślałam. 
    -Tu jesteś skarbie-podszedł do mnie jeden z nich i uklęknął prze de mną. I przyglądał się mi. Jego, ręka zjechała na moje biodro. Zepchnęłam ją i wykrzyczałam mu prosto w twarz.
    -Nie dotykaj mnie!
Odpowiedzieli mi tylko śmiechem
   - Nie wydzieraj się tak bo nie będę taki miły dla ciebie-powiedział przez zęby
   -Weź się odwal ode mnie zboczeńcu jebany- buzowała we mnie adrenalina, mimo że się też bałam tych typków
   -O jaka pyskata, nie lubię takich panienek-odpowiedział mi i pociągnął mnie w górę tak że stałam teraz pionowo. 
Ręce trzymał nad moją głową. Ten drugi patrzyła się na nas i głupkowato się do mnie uśmiechał. 
Robiło mi się nie dobrze jak na niego patrzałam. Szarpałam się żeby puścił moje ręce. Nic z tego, przysunął się do mnie bliżej i zaczął całować  mnie po szyi. 
    -Zostaw mnie-krzyczałam i szarpałam się 

Nie zdążył nic powiedzieć, bo usłyszeliśmy strzał pistoletu. Mój napastnik obrócił się gwałtownie i zobaczył jak jego kolega leży w kałuży krwi. Zaczął się gwałtownie rozglądać.
Zza ściany wyszedł chłopak w kapturze, mało było widać jego twarz. W ręce miał broń, więc byłam świadoma że to on go zastrzelił. Moje ręce zostały puszczone, osunęłam się na ziemię i patrzyłam się na chłopaka w kapturze. Jego wzrok na chwilę spoczął na mojej osobie.  Podszedł do nas powolnym krokiem
    -Czego tu chcesz James?-syknął do chłopaka mój 
napastnik. 
W mojej głowie wszystkie myśli skupiły się na imieniu James.
Czy to możliwe że to on był tym James'em? Ściągnął kaptur z głowy, kilka ciemnych kosmyków opadło mu na czoło.

    -Chyba zapomniałeś Evan'ie że to mój teren. Ruchać co popadnie możesz gdzie indziej- powiedział spokojnym głosem 
    -Mogę robić co chcę i gdzie chcę. A ty gówno możesz mi zrobić-powiedział przekonany swoich słów
   -Zaskoczę cię Detroit jest podzielone, a ty jesteś na moim terenie i musisz stąd wypierdalać albo będziesz gryźć piach-wzruszył ramionami 

Evan spojrzał na mnie po tę  na niego, w końcu pociągnął mnie za rękę i znowu stałam. Brakowało mi sił.
     -Ona zostaje-odezwał się ponownie 
     -No chyba cię pojebało, ona idzie ze mną-wykrzyczał
     -No nie wydaje mi się-ciągnął dalej był taki spokojny 
Zaczęłam wyrywać się jemu ponownie. Nie miałam już tyle siły co wcześniej. On zaciskał mocniej swoją dłoń. W końcu rzucił mnie o ścianę jak jakąś marionetką. Opadłam z sił. Oczy już powoli się mi zamykałay jedyne co usłyszałam to strzał i kroki.


   


    


sobota, 4 kwietnia 2015

Prolog + Zwiastun *o*




              "Szłam przez las, znowu kłótnia z matką. Czemu on nigdy nic nie rozumie? To ze lubię opiekować się dziećmi, nie znaczy że jest ze mną nie tak. Robiło się już ciemniej, wszędzie było pełno śniegu, no w końcu mamy styczeń.

Do moich uszu doszedł płacz małego dziecka, obróciłam się i bez chwili zastanowienia poszłam w tamtą stronę. Płacz ustał ale nie widziałam nic nigdzie, a może mi się przesłyszało?
Odwróciłam się na pięcie i chciałam wrócić na wyznaczoną ścieżkę. 
I znowu ten płacz, weszłam na jakąś polane pokrytą ogromną warstwą białego puchu, i zaczęłam się jeszcze bardziej rozglądać, nie mogło mi się to przesłyszeć.
Usłyszałam odgłos łamiącego się lodu, spojrzałam w dół, stałam na jeziorze. Śnieg był już cały mokry, zrobiła się taka papka.  Ogarnęła mnie panika, chciałam uciec z tam tond poruszyłam jedną nogą. Lód zaskrzypiał, Szłam powoli aż w końcu chciałam biec, lód załamał się pode mną i wpadłam w lodowatą wodę. Myślałam, żeby tylko się wydostać z tego bagna. Nie chce się utopić. Ruszałam rękoma, nogami wszystkim, nie umiałam pływać. Powoli traciłam już siły.
Poddałam się.

                                            ~~**~~

    -Co się stało? Gdzie ja jestem?-zapytałam zasłaniając oczy przed białym rażącym światłem.
    -Jesteś w niebie aniołku-usłyszałam głos, ale nikogo tu nie było.
    -Co? Ale jak to? Nic nie pamiętam-westchnęłam i zaczęłam się rozglądać
   -Utopiłaś się, nie zdołałaś się wydostać. Umarłaś, jesteś aniołem stróżem
   -Jestem aniołem stróżem? ale kogo?-nie mogłam w  to wszystko uwierzyć
   -Będziesz aniołem stróżem członka jednego z groźnego gangu, będziesz musiała sprowadzić na dobrą drogę życia. Tylko masz jeden warunek nie możesz się w nim zakochać
   -Ale jak mam łazić za nim ze skrzydłami? Myślicie że on tego nie zauważy?
   -Powrócisz jako człowiek, ale nikt nie będzie ci pamiętał Veronica'o.
  - Nie mogę w to wszystko uwierzyć, czemu akurat ja?

Nie usłyszałam odpowiedzi w głowie miałam tylko kim jest ten chłopak i czy podołam zadaniu"




                               ZWIASTUN
   


czwartek, 2 kwietnia 2015

Bohaterowie



                                                   
Veronica Hale







James Yammouni








Beau Brooks









Luke Brooks





Jai Brooks










Daniel Sahyounie